Autorka obrazu Elżbieta Bieńko-Kornacka
Autorka obrazu Elżbieta Bieńko-Kornacka
Obraz olejny Iuliia Sidenko
Do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, jak ważną rolę odgrywa zmysł powonienia w celebrowaniu chwili.
O ile uboższy byłby świat bez zapachów.
Są zapachy, których utracenie byłoby dla mnie wielką niesprawiedliwością.
Poranek niepachnący kawą nie byłby już tym samym porankiem. Magia aromatu unoszącego się znad filiżanki czyni go szczególnym.
Nigdy już nie poczuć woni piwonii? W czerwcowe dni mogłabym wąchać różowość ich kwiatów nieustannie. Czasem mam wrażenie, że to nie one same, a ich intensywna barwa tak upojnie pachnie.
Zapach świeżo krojonego prawdziwego chleba. To zapach dzieciństwa. Mała piekarnia na ulicy Warszawskiej cała była wypełniona tym zapachem. Miła siwa pani podawała krągłe pachnące bochenki i zawsze podziwiała moje dołeczki w policzkach, kiedy odwzajemniałam jej uśmiech.
A warzywniak, w którym już od progu tak pięknie pachniało włoszczyzną? W dzisiejszym supermarkecie nie uświadczysz takich zapachów. Ich namiastkę zawsze zwąchuję rozpakowując pęczek zafoliowanej sklepowej włoszczyzny.
Do dziś mam zwyczaj wąchania oderwanych szypułek pomidorów. Że też do tej pory nikt nie skomponował perfum na bazie tego zapachu! Pachną bosko! Tak jak przed laty pachniała nagrzana słońcem grządka babci z krzaczkami pomidorów, kiedy pieliłam na niej chwasty.
Obieram cytryny. Drogę od stołu do kosza pokonuję z nosem w dłoniach pełnych długich pachnących serpentyn. To już nawyk.
Rano wracam z dyżuru do domu, otwieram drzwi i czuję zapach jego ulubionej wody toaletowej. Pozostaje jeszcze jakiś czas ze mną, kiedy On jest już w drodze do pracy.
A jesienią, zapach suchych liści w parkowych alejkach.
Wilgotna wonność lasu po deszczu.
Zapach morskiego wiatru.
Aromat suszących się grzybów, który ciepłem i przytulnością otula dom.
Zapachy... zapachy...
Czuję!
Czytam felieton na Ohme.pl
Ktoś bardzo pragnie tego, co ja mam w zasięgu ręki...
"Patrzę na moje koleżanki, znajome, którym się udało, które żyją w fajnych małżeństwach (nie jest ich dużo) i im zazdroszczę. Tak normalnie, zdrowo. Zazdroszczę, że gdy wieczorem siadają po całym dniu, jest ktoś, z kim mogą porozmawiać, kto w lot rozumie, o co im chodzi, kto poda kawę, zrobi drinka, znajdzie jakiś dobry film. Na kogo kolanach mogą zasnąć i nie martwić się, że wstaną w potarganych włosach (...) tak bardzo chciałabym być z kimś, kto myśli podobnie jak ja, kto też już swoje przeżył i szuka kobiety, przy której nie będzie musiał niczego udawać, w nikogo innego się zmieniać. I tak, boję się, że nie będzie mi to dane".
Wszystko to mam!
Kolana, na których mogę położyć głowę, dotyk cierpliwej ręki we włosach, wspólne herbaty w chłodne jesienne popołudnia, wieczorny film... Czasem śmieszne bazgroły, które znajduję przy talerzu z przygotowanym śniadaniem :)
W natłoku codziennych spraw szczęście staje się tak przezroczyste że przestajemy je zauważać. Dopiero w obliczu jakiegoś zagrożenia zdajemy sobie sprawę, że nie jest ono czymś oczywistym i zaczynamy go postrzegać jak dany nam skarb.
Fot. z netu
Wirus SARS-CoV-2. Budzi strach, niepokój, niepewność.
Naukowcy nadal nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, co jednoznacznie wpływa na to, że jedni zetknięcie się z nim przechodzą łagodnie, inni ocierają się o śmierć, a jeszcze inni kończą życie...
Nam się udało.
Horyzontalnie
W pozycji horyzontalnej
układam się do świata
mój czas oddzielony parawanem ścian
przybiera barwę błękitnej pościeli
nie pytając mnie o zdanie zwalnia
stopniowo pęd wytraca
by w końcu mnie całkiem od świata oddzielić
szybuje sufit w tańczących iluzjach
i ciężej chwyta się powietrze
myśli teraz niepewne czy po jawie chodzą
czy w snach jak duchy leniwie się snują
gdy słupek rtęci chce zdobywać szczyty
na archaicznym termometrze
one z świszczących hukiem gdzieś w głowie lądują
przez okno błazen zagląda ciekawie
co się przyodział w królewską koronę
drwiącym chichotem wtargnął do teatru życia
w dramacie scenicznym rządy swoje głosi
zza spuszczonej kurtyny siejąc w ludziach zamęt
nie poczekam na aktu kolejną odsłonę
do udziału w tej sztuce nie dam się zaprosić
Lilianna Mustafa 2.11.2020
Dobrze czułam się w jej towarzystwie. Emanowała spokojem, dobrą energią, życzliwością. Lubili ją wszyscy. Ujmowała prostotą i jakąś wewnętrzną szczerością.
Naszą wieloletnią znajomość zaczęłam nazywać przyjaźnią. Lgnęłam do tego słowa, spragniona posiadania bratniej duszy, z którą wydawało mi się, tak wiele mnie łączy.
Na tle innych powierzchownych znajomości ta wydawała mi się szczególna, jedyna w swoim rodzaju. Czas pokazał, że tylko dla mnie, dla niej była jedną z wielu.
Z czasem (tak, czas odgrywa tu szczególną rolę) odległość między nami stawała się coraz dłuższa, im dłuższe było milczenie.
Życie jest ciągłą zmianą. Ciągle coś tracimy, kogoś żegnamy...
Dziś czuję wdzięczność, że w pewnym okresie mojego życia była jego ważną częścią. I w pewnym sensie nadal jest.
Ten pomnikowy dąb, który podziwiałyśmy razem podczas wspólnej wycieczki stał się dla mnie symbolem naszej przyjaźni.
Spłonął, (prawdopodobnie na skutek podpalenia) kilka lat temu.
„Prawdziwa przyjaźń nigdy nie jest właściwie pewna. Prawie jest niemożliwa. Mnie zawiodła wiele razy. A wydawała mi się przyjaźnią… do śmierci. Przyjaźń właściwie jest naszym wkładem w drugiego człowieka. A nie musi być wzajemnością, mimo objawów wzajemności. My nie wiemy, czy wkład drugiego człowieka w naszą przyjaźń jest identyczny jak nasz. To jest tak jak z miłością. Dwoje ludzi się kocha, ale nie wiemy, czy tą samą miłością…".
Wiesław Myśliwski
O ile same dowcipy mogą
śmieszyć, to publiczne określenie kogoś, a w tym przypadku konkretnie
kobiety mianem "takiej blondynki" ma wydźwięk obrażający. Owszem, możemy
przyjąć to za niewinny żart, puścić z uśmiechem, ale niejednokrotnie
uwiera nas to, że takie pogardliwe zdania o kobietach ostentacyjnie
padają z ust innych kobiet.
Drogie szatynki, brunetki, blondynki i
rude, te farbowane i te naturalne, wasze ironiczne, obelżywe określenia
skierowane do innych kobiet świadczą o was, świadczą o tym, że w tym
przypadku bycie blondynką to nie kolor włosów, a stan umysłu,
prymitywnego umysłu.
Krzysztof Tyniec i Piotr Kajetan Matczuk - Autobus prawie już ruszył